Jezus przemówił do mnie.

 „Mając takie smutne myśli wróciłem do kościoła z Biblią i brewiarzem. Otworzyłem ją na rozdziale z Księgi Wyjścia. Bez specjalnego skupienia spojrzałem pełen smutku na tekst. Było tam napisane, jak Jahwe dał ludowi Izraela wodę pitną. Wtedy powiedziałem: „Drogi Jahwe, dla Mojżesza to było proste. Ty mówiłeś do niego, prowadziłeś go. Pokazywałeś mu drogę. Wszystko! Miał tak wiele znaków; a my nic nie wiemy. Jesteśmy, drogi Jahwe, jak ci ludzie w Niniwie. Brakuje nam Jonasza!”.

W tym momencie usłyszałem Głos Jezusa, silny Głos! Był to głos męski, podobny do mojego: „Wyjdź na zewnątrz i ratuj Moje dzieci. Później powiem ci co musisz zrobić”. Był to głos Chrystusa, ale wówczas bezmyślnie klęczałem przed tabernakulum. Zostawiłem Biblię i brewiarz na ławce i poszedłem w kierunku głównych drzwi kościoła. Gdy trzymałem już klamkę z lewej strony nadbiegła w pośpiechu grupa spoconych dzieci bez butów krzycząc do mnie: „Obroń nas! Policja nas ściga”. Szybko pobiegłem z nimi na plebanię. Otworzyłem drzwi, ponieważ dom był pusty. Zakonnic nie było, wyszły posłuchać o czym mówią ludzie.

Zaprowadziłem je do pokoju i powiedziałem: nie rozmawiajcie tutaj, gdyż nie chcę aby policja weszła do domu. Zamknąłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Przybiega młody policjant i pyta czy widziałem dzieci. Tak, odpowiadam, a on, jak ptak, poleciał w stronę wioski. Dwaj inni policjanci biegną za nim. Widzący pozostali w spokoju na plebanii i tam widzieli Matkę Bożą. Mówili do mnie pełni entuzjazmu i nie zauważyli, że byłem smutny! Chcieli mi pomóc. Oni czuli, że cierpiałem. Chcieli dodać mi odwagi, ale jak mogłem uwierzyć jakimś dzieciom? Powiedzieli, że to wystarczy, ale mnie to nie wystarczało! Przyszło mi na myśl, że nawet Chrystus powiedział, aby nie wierzyć tym, którzy mówią „On jest tutaj, On jest tam!” i powiedziałem: Jezu, ja nie wierzę! nawet po usłyszeniu Głosu. Nadal miałem wątpliwości”.

Poniedziałek, 29. czerwca – święto Piotra i Pawła. Ogromna rzesza ludzi zebrała się na wzgórzu, tak jakby był najazd na Medziugorje.  Aby uczcić święty dzień widzący przygotowują się na Mszę św. Ale gdy tylko opuszczają swe domy czekająca na nich policja wsadza ich do karetki z Čitluka, a ich najbliższych do samochodu. Zostają oni zabrani do szpitala dla psychicznie chorych w Mostarze. Pani doktor, która badała dzieci, stwierdza, że wariatem jest ten, kto je tutaj przywiózł.

Gdy wrócili do wioski, napotkali ogromny tłum ludzi krzyczących i płaczących. Widzący zapytali Matkę Bożą czy jest zadowolona, widząc tak wielu ludzi. Vicka opowiada: „Śmiała się. Wyglądała wspaniale i była szczęśliwa; ale to mało powiedziane, że była szczęśliwa; Patrzyła na ludzi rozsianych wszędzie na równinie do podnóża góry Križevac”.

Prosili o uzdrowienie małego Daniela. Matka Boża odpowiedziała, że muszą więcej się modlić, pościć i silnie wierzyć. Przy okazji pani doktor pyta, czy może dotknąć Matkę Bożą. Gdy to uczyniła odczuła mrowienie w ręce.

Wtorek, 30. czerwca, dwie kobiety z komunistycznej partii okłamują dzieci i zabierają je daleko od miejsca objawień namawiając na krótką wycieczkę samochodem do Čitluka, Počitelj, do wodospadów w Kravicy. W drodze powrotnej widzący zmuszają je, aby samochód zatrzymał się w Cerno. Zaczęli się modlić i świecąca chmura ukazała się nad ludźmi; to była Matka Boża, która zbliżała się do nich. Oni modlili się, śpiewali i rozmawiali z Matką Bożą. Nie było z nimi Ivana. On miał objawienie daleko od tłumu o zwykłej porze. Gdy piątka widzących wróciła w okolice kościoła widzieli wszystkich ludzi schodzących ze wzgórza. Schronili się na plebanii u ojca Jozo, a on zaczął szczegółowe wypytywanie.

Dopiero około godziny 21.00 widzący mogli iść do swoich domów. W domu rodzice bardzo się o nich martwili i wypytywali co się mogło im stać. Przed północą dowiedzieli się, że Marinko – który miał ochraniać widzących – został zabrany przez policję.

Wszyscy więc jadą do Čitluka, aby wyładować swój gniew na szefie policji. Policja przeklinając i krzycząc próbuje zastraszyć widzących. Po północy pozwalają im iść do domu. Następnego dnia Marinko został zwolniony.

Środa, 1. lipca – policja zwołuje widzących i ich rodziny do szkoły i próbuje ich zastraszyć. Zabraniają im chodzić na wzgórze objawień, używając wielu gróźb w stosunku do dzieci i ich rodziców. Krótko przed godziną objawień dwie osoby z rady miasta wchodzą do domu Vicki i zabraniają im pójść na objawienie. Wsadzają Vickę, Ivankę, Marię i kilka osób z ich rodzin do ciężarówki i zabierają ich daleko. Ale o zwykłej godzinie Matka Boża ukazuje się dzieciom w ciężarówce i mówi, aby się niczego nie bali. Ci, którzy zabrali je, zdają sobie sprawę z objawienia widząc dzieci w ekstazie. Potem nagle pozwalają im iść na plebanię.

Pozostała trójka ma objawienie nie wchodząc na Podbrdo. Ogromny tłum ludzi musiał wrócić do domu nie widząc objawienia.

Czwartek, 2. lipca rozpoczyna się w kościele odmawianie 7× Ojcze Nasz i Wierzę w Boga, jak Matka Boża prosiła widzących.

Pierwszy piątek miesiąca, 3. lipca – święto św. Tomasza. Objawienie ma miejsce na plebanii. Z wielu wypowiedzi ojca Jozo wynika, że to jest dzień gdy policja próbowała zabrać widzących, ale oni zdołali uciec przez winnicę do kościoła. Ale proboszcz nadal wątpił. Po objawieniu na plebanii mały Jakov pyta dlaczego on nadal wątpi. Ojciec Jozo odpowiada: „Gdyby to rzeczywiście była Matka Boża, przyprowadziłaby wszystkich tych ciekawskich ludzi do kościoła zamiast na wzgórze”. Jakov zainspirowany tą myślą powiedział: „Jutro ludzie przyjdą do kościoła”. Proboszcz jest jeszcze bardziej przekonany, że to wszystko jest kłamstwem.

Pierwsza sobota miesiąca, 4. lipca. „Po raz pierwszy ludzie wypełnili cały kościół już w południe i nie chcieli wyjść. Ja i mój zastępca organizowaliśmy modlitwy. O 1500 wszyscy ludzie byli na kościelnym dziedzińcu zamiast na wzgórzu. O 1700 nie mogłem już opuścić kościoła i pójść na plebanię tak wielu ludzi było w kościele i na dziedzińcu” – mówi ojciec Jozo.

Po raz pierwszy Msza św. została odprawiona w obecności wszystkich pielgrzymów. Tego dnia widzący nie mogą opuścić swych domów. Uzbrojona policja z nadajnikami znajduje się przed ich domami.

Matka Boża jest przez 35 minut na Górze Krzyża

W niedzielę, 5. lipca lub w którąś z następnych niedziel, o 755, ojciec Jozo opuszcza plebanię aby przygotować się na Mszę o 830. Zauważa węgierskie autokary na dziedzińcu kościelnym. Ludzie klęczą patrząc w kierunku góry Križevac. Jest smutny i zły. Mówi ludziom, aby weszli do kościoła. Oni odpowiadają, że widzą Matkę Bożą w miejscu krzyża. On nadal nie wierzy. Wchodzi do zakrystii bez patrzenia na górę, myśląc, że to nie może być Matka Boża, gdyż gdyby to była Ona to przecież nie przeszkadzałaby we Mszy św.! Ale kiedy wychodzi aby rozpocząć Mszę św., kościół jest pełen wiernych: Wszyscy weszli do kościoła!

Jakov i Różaniec.

W pewien lipcowy wieczór, w tych dniach, gdy wszyscy widzący byli pod nadzorem policji w swych domach, Matka Boża objawiła się Jakovowi i poleciła mu pójść i ogłosić w kościele, aby parafianie razem odmawiali Różaniec. Ale na zewnątrz był uzbrojony policjant z nadajnikiem. Jakov w modlitwie prosi Niebo o pomoc. Gdy policjant zasypia, Jakov wyskakuje przez okno i biegnie do kościoła. Chowa się pod obrusem na ołtarzu. Gdy Msza św. się kończy, ciągnie ojca Jozo za ornat i mówi, że ma orędzie dla ludzi. Ojciec Jozo stawia go na ołtarzu i Jakov przekazuje orędzie Maryi: „Módlcie się na różańcu, módlcie się razem”.

Matka Boża objawia się ojcu Jozo

Ludzie zaczynają płakać, ale ojciec Jozo nadal ma wątpliwości; podejrzliwie obserwuje ludzi. Dla niego to nie jest przesłanie. Ludzie zaczynają Różaniec, a on niechętnie się do nich przyłącza. Pod koniec Różańca w odległości siedmiu metrów od chóru objawia mu się Matka Boża i powtarza mu to samo orędzie, które dała Jakovowi: „Módlcie się na różańcu, módlcie się na różańcu razem każdego wieczoru!”.

Następnego wieczora, gdy proboszcz porzucił już wszystkie swoje wątpliwości i rozpoczął z wiernymi modlitwę różańcową i Mszę św., Matka Boża jeszcze raz objawiła mu się w tłumie ludzi nad drugim rzędem po lewej stronie i całkowicie zadowolona mówi do niego: „Dziękuję ci! Od tego momentu módlcie się na różańcu każdego wieczoru”.

Każdego wieczoru parafia modli się na różańcu z entuzjazmem.  Ale Matka Boża pojawia się i mówi: „Nie odmawiajcie różańca, módlcie się na różańcu sercem!”. Proboszcz nie rozumie. Wtedy Matka Boża ponownie mówi do niego: „Przed modlitwą przebaczcie!”.

Proboszcz mówi o tym do wiernych. Minuty mijają ale nikt nie jest zdolny do powiedzenia: „Przebaczam mojemu sąsiadowi”.

Wówczas otrzymują łaskę przebaczenia. Pewien człowiek z płaczem mówi, że przebacza swojemu sąsiadowi. Powoli każdy w kościele zaczyna płakać i mówi, że może przebaczyć.

Następnego dnia na polach i w domach ludzie ściskają sobie ręce i godzą się. Wtedy wszyscy widzą słowo „MIR – Pokój” – na niebie. „Niebo się otworzyło – wspomina ojciec Jozo – i rzeka jakby lawina ognia płynęła w naszym kierunku. Wydawało się jakby to był koniec świata. Zamiast tego rzeka odpłynęła i wyraz „MIR – Pokój” ukazał się nad Górą Krzyża.

Pierwsze uzdrowienie

Ojciec Jozo kontynuuje wspomnienia: „Wówczas Matka Boża na Górze zaczęła obdarzać wieloma łaskami tych, którzy wierzyli. Tak jak to było w przypadku pewnego starszego mężczyzny, który nic nie widział przez ostatnie osiem lat. Był bardzo biedny. Miał on jednego syna w Sarajewie, drugiego w odległej Kanadzie, a trzeciego w Niemczech. Pozostał jedynie z żoną. Miał rany na rękach. Jego mała wnuczka powiedziała mu: „Dziadku, Matka Boża ukazuje się na wzgórzu”. On uwierzył we wszystko, co powiedziała mu wnuczka. To było proste. Uwierzył we wszystko. Wszystko! Poprosił swą wnuczkę, aby przyniosła mu coś z tej Góry. Ale ona mówi, że tam nie ma nic oprócz ciernistych krzewów! Dziadek jednak prosi ją, aby coś przyniosła, więc zabiera trochę ziemi, trawy i kamień i daje to dziadkowi. Dziadek wziął to wszystko z małych dłoni swej wnuczki i całą noc trzymał to w dłoni. W ciągu tej nocy dużo się modlił. Jego żona spała spokojnie. Modlił się przez całą noc. Rano wszyscy razem odmówili modlitwy, jak to robią wszystkie rodziny. Potem jego żona chciała go umyć. Gdy włożył swe ręce do wody cała ziemia i trawa rozpłynęły się. Jego żona powiedziała: „Ta woda jest brudna, zmienię ją”. On odpowiedział: „Nie! Jest bezpieczna. To nie jest niebezpieczne. To jest lekarstwo dla mnie”. Przemył swe oczy tą wodą i został uzdrowiony! Miał jednak wielkie trudności, aby przekonać swą żonę, że widzi. Mówił „widzę” a na to jego żona „Nie wygłupiaj się”. Mając ogromne poczucie humoru powiedział do żony: „Nie wierzysz mi, ale ja jednak widzę. Widzę, że nie masz na nogach butów. Widzę, że nadal jesteś w halce. Widzę, że jeszcze nie zmyłaś naczyń. Ciągle stoją tam na stole”. Wówczas jego żona uwierzyła. Wyszła na zewnątrz i mówiła wszystkim: „Mój mąż został uzdrowiony!”. Poszli do kościoła, modlili się i dziękowali Bogu.

Kiedy przyjechali dziennikarze, przeprowadzali wywiad opisując to wszystko, komuniści ich skrzyczeli, gdyż byli zobowiązani pisać wszystko przeciwko Medziugorju. W ten sposób natychmiast zaczęły się prześladowania”.

Orędzie na dziś:

25 listopada 2010 r. - Marija- Medziugorje

"Drogie dzieci! Patrzę na was i widzę w waszym sercu śmierć bez nadziei, niepokój i głód. Nie ma modlitwy, ani zaufania do Boga, dlatego Najwyższy pozwala mi, bym przyniosła wam nadzieję i radość. Otwórzcie się. Otwórzcie wasze serca na Boże miłosierdzie i On da wam wszystko czego potrzebujecie i wypełni wasze serca pokojem, gdyż On jest pokojem i waszą nadzieją. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie."